Skończyłam pisac tego bloga, ale zaczęłam pisac nowego:
• http://sara-marco-story.blogspot.com/
Zapraszam i liczę na komentarze, z góry dziękuję ; *
Pozdrawiam ; *
wtorek, 4 lutego 2014
Epilog
***
Siedziałem z Marcelem w pokoju i oglądaliśmy wspólnie bajki. Zacząłem się niepokoić, ponieważ minęła właśnie druga godzina odkąd nie ma Tamary. Zadzwoniłem do niej, ale dźwięk telefonu, który słyszałem dobiegał z góry. Coraz bardziej bałem się o nią. Padał deszcz, więc może się poślizgnęła i leży teraz w szpitalu. Może ktoś ją porwał? Na myśl przychodziły jeszcze gorsze rzeczy...
Oderwałem się od nich, gdy do domu wparował Mitchell i oznajmił...
- Tamara miała wypadek!
- CO? - krzyknąłem nie dowierzając jego słowom
- Miała wypadek, jedź do szpitala. Ja zostanę z małym - wskazał na drzwi. Do ręki wziąłem kluczyki i wsiadłam do samochodu. Z dużą prędkością mknąłem przez miasto. Dotarłem do szpitala po kilkunastu minutach. Zapytałem się, gdzie leży Tamara i czym prędzej tam pobiegłem. Przez szybę było widać moją żonę. Leżała nie przytomna, podłączona do mnóstwa kabelków. Stało przy niej trzech lekarzy. Każdy z nich w ręku trzymał długopis i kartki, cały czas coś notowali. Kiedy wyszedł pierwszy z nich uświadomił mi, że Tamara miała wypadek - została potrącona na pasach i jej stan jest groźny.
Opadłem na krzesło. Przez chwile myślałem, że to sen.
***
Czuwał. Dzień, drugi, trzeci...
Na zegarku wybiła północ. Marco czuł się fatalnie, głodny i spragniony, ale mimo wszystko nie opuszczał swojej żony. W kółko szeptał i łudził się, że będzie dobrze. Ciągle coś do niej mówił, nagle poczuł jak kobieta zaciska pięść. Zachwycony wybiegł na korytarz i zaczął krzyczeć. Do sali zbiegło się mnóstwo ludzi, nie dopuszczali chłopaka do wejścia. Musiał zostać na zewnątrz. Minęła właśnie godzina...
Z sali wyszedł lekarz, a na twarzy piłkarza pojawił się wodospad łez.
3 lata później
- Tatusiu, nie płacz - powiedział sześcioletni chłopiec odchylając głowę ku górze, by ujrzeć twarz ojca
- Nie płaczę - powiedział cicho. Pochylił się nad grobem żony i zapalił ostatnią świeczkę - Masz ochotę na lody? - spytał
- Na duże lody z czekoladową polewą! - krzyknął optymistycznie chłopak
- Nie ma sprawy. Duże z czekoladową polewą, tak jest - przytaknął i wziął na "barana" syna.
Odeszli.
A ona odeszła na zawsze.
sobota, 1 lutego 2014
Rozdział XXXII z dedykacją dla Patrycji
Od imprezy minęło sporo czasu. Niedługo koniec sezonu. Postanowiłam razem z Marco, że wyjedziemy na jakieś wakacje. Jeszcze w czerwcu pojadę do Polski odwiedzić rodzinę, potem ślub Leny i upragniony urlop. Od miesiąca nie studiuję.
A no i nie mieszkam sama...
Mieszkam teraz z Marco. Kupiliśmy dom z ogrodem niedaleko stadionu. To tego ciągle z Marco rozmawiamy o ślubie. Nie mamy jeszcze dokładnej daty. Wiemy na pewno, że to nie będzie w tym roku.
Właśnie siedziałam w salonie i czytałam książkę. Za oknem świeciło słońce. Akurat do domu wrócił Marco.
- Cześć kochanie - pocałował w policzek
- Cześć... - odparłam
- Może spacer? - spytał. Skierowałam oczy na chłopaka i kiwnęłam głową. Wstałam z kanapy, odłożyłam książkę i chwyciłam chłopaka za rękę zamykając na sobą drzwi. Poszliśmy w kierunku centrum.
Spacerowałam z Marco po okolicy. Nie chciałam siedzieć w domu, ponieważ w mojej głowie pojawiało się wtedy milion pytań. Może, gdy przewietrzę się zapomnę o wszystkim, chociaż na chwile.
- Czemu nic nie mówisz? - zachichotał
- Zamyśliłam się - odpowiedziałam.
- Pewnie myślisz o mnie, co nie? - podniosłam wzrok na chłopaka
- W tym momencie nie o Tobie - skłamałam, ale nie chciałam przyznać mu racji
- Bo uwierzę - powiedział wybuchając śmiechem
- Nie wierzysz? Twoja sprawa - odparłam oschle. Rozejrzałam się dookoła. Staliśmy już pod domem.
Kilka dni później
Czas mija bardzo szybko. Już za trzy dni Lena się żeni. Dzisiaj jedziemy odebrać sukienkę. Obiecałam przyjaciółce, ze pojadę tam z nią.
Obudziłam się w objęciach mojego narzeczonego. Marco smacznie spał, dlatego nie chciałam go budzić. Podniosłam głowę, aby ujrzeć budzik, na którym widnieje czas. Za sekundy będzie godzina 11. Mam mało czasu - pomyślałam. O 12 ma przyjechać po mnie przyjaciółka. Wydostałam się z objęć chłopaka i poszłam do łazienki. Do łazienki zza żaluzji dopijały się promienie słońca. Zapowiadało się na piękny dzień. Ubrałam krótkie spodnie, bluzkę i wygodne buty. Zeszłam na dół, upichciłam jakąś szybką sałatkę z tego co zostało w lodówce i zjadłam. Trochę jeszcze zostawiłam dla śpiocha. Odłożyłam naczynia do zmywarki, a z góry właśnie schodził Marco. Stukał nogami jak koń kopytami, trudno było nie słyszeć.
- Witaj kochanie - ucałował delikatnie w usta i zasiadł do stołu. Podałam mu śniadanie i pożegnałam się. Chwyciłam za torebkę i wyszłam z domu, pod który podjeżdżał samochód Leny. Wsiadłam i przywitałam się buziakiem w policzek.
Dojechałyśmy na miejsce. Wybrałyśmy tą jedną suknię Kupiłyśmy do tego szpilki i jakieś dodatki. Zapakowałyśmy się do samochodu i udałyśmy się w drogę powrotna. Droga zleciała nam szybko i po chwili byłyśmy pod moim domem.
Nieświadoma tego co stanie się w domu weszłam do środka. Od razu zobaczyłam chłopaków jak stoją z wielkim tortem w ręku.
- O Jezu, co to jest? - powiedziała zaskoczona Lena
- Twój tort urodzinowy - odpowiedział Marco
- Już myślałam, że zapomnieliście - powiedziała ze łzami szczęścia przyjaciółka. Mitchell podszedł do niej i powiedział...
- Wszystkiego Najlepszego Kochanie! - i złożył jej soczysty pocałunek
- Przepraszam... - westchnęłam i przytuliłam przyjaciółkę - Zapomniałam o twoich urodzinach, przepraszam - dodałam
- Nic się nie stało... - uśmiechnęła się w moją stronę.
Podzieliliśmy tort na kilka kawałków. Każdy zjadł swój kawałek, potem otworzyliśmy wino i włączyliśmy jakąś muzykę. Resztę dnia świętowaliśmy...
Dochodziła 23:trzydzieści. Lena z Mitchellem zbierali się do domu, a ja zabrałam się za sprzątanie.
- Może Ci pomogę? - spytała przyjaciółka
- Nie, nie. Marco się nudzi - wskazałam na chłopaka, który rozsiadł się na kanapie - Marco, chodź do kuchni! - krzyknęłam
Po nie całej godzinie lśniło czystością. Później gorąca kąpiel i upragniony sen.
3 lata później
Ubrana zeszłam na dół, gdzie czekali na mnie moi dwaj mężczyźni...
- Dzień dobry słonko - i pocałowałam w policzek najstarszego z nich. Usiadłam naprzeciwko Marco, a na kolana wzięłam Marcela - tak właśnie nazywa się nasz synek.
- Wiesz może, gdzie jest moja torba? - spytał Reus odchodząc od stołu
- Za kanapą albo w sypialni - odpowiedziałam
- Jesteś kochana - ucałował mnie serdecznie.
Razem z Marcelem posprzątałam po śniadaniu i poszliśmy na spacer. Jak zwykle udaliśmy się do parku, gdzie mały lubi się wyszaleć. Usiadłam na ławce i nie spuszczałam wzroku od dziecka. Kiedy już po godzinie robiło się ciemno, najprawdopodobniej zbierało się na deszcz wzięłam małego na ręce i wsiedliśmy do taksówki. Pojechaliśmy do domu, zrobiliśmy obiad i z apetytem zjedliśmy. Położyłam się z Marcelkiem na kanapie. Usnęłam czekając na Marco.
Obudziłam się około 16. Wstałam ostrożnie, żeby nie obudzić małego. Jednak ten wyczuł i zaczął się kręcić, już po chwili wyspany biegał swoimi małymi nóżkami po domu.
- Muszę iść do sklepu, bo lodówka jest pusta. Będę za pół godziny - powiedziałam i posłałam buziaka w stronę Marco.
Zaczęło padać, a ja nie wzięłam nic przeciwdeszczowego, nawet parasola. Przeszłam przez pasy na drugą stronę. Mokra zrezygnowałam z zakupów i postanowiłam zaczekać w jednej z kawiarni, aż przestanie lać. Usiadłam przy stole obok okna i przyglądałam się wszystkiemu co znajduje się po drugiej stronie szyby. Minęło 15 minut, padało nadal, lecz nie tak mocno. Zapłaciłam na ciepłą herbatę, którą kupiłam i wyszłam z kawiarni w kierunku spożywczego.
A no i nie mieszkam sama...
Mieszkam teraz z Marco. Kupiliśmy dom z ogrodem niedaleko stadionu. To tego ciągle z Marco rozmawiamy o ślubie. Nie mamy jeszcze dokładnej daty. Wiemy na pewno, że to nie będzie w tym roku.
Właśnie siedziałam w salonie i czytałam książkę. Za oknem świeciło słońce. Akurat do domu wrócił Marco.
- Cześć kochanie - pocałował w policzek
- Cześć... - odparłam
- Może spacer? - spytał. Skierowałam oczy na chłopaka i kiwnęłam głową. Wstałam z kanapy, odłożyłam książkę i chwyciłam chłopaka za rękę zamykając na sobą drzwi. Poszliśmy w kierunku centrum.
Spacerowałam z Marco po okolicy. Nie chciałam siedzieć w domu, ponieważ w mojej głowie pojawiało się wtedy milion pytań. Może, gdy przewietrzę się zapomnę o wszystkim, chociaż na chwile.
- Czemu nic nie mówisz? - zachichotał
- Zamyśliłam się - odpowiedziałam.
- Pewnie myślisz o mnie, co nie? - podniosłam wzrok na chłopaka
- W tym momencie nie o Tobie - skłamałam, ale nie chciałam przyznać mu racji
- Bo uwierzę - powiedział wybuchając śmiechem
- Nie wierzysz? Twoja sprawa - odparłam oschle. Rozejrzałam się dookoła. Staliśmy już pod domem.
Kilka dni później
Czas mija bardzo szybko. Już za trzy dni Lena się żeni. Dzisiaj jedziemy odebrać sukienkę. Obiecałam przyjaciółce, ze pojadę tam z nią.
Obudziłam się w objęciach mojego narzeczonego. Marco smacznie spał, dlatego nie chciałam go budzić. Podniosłam głowę, aby ujrzeć budzik, na którym widnieje czas. Za sekundy będzie godzina 11. Mam mało czasu - pomyślałam. O 12 ma przyjechać po mnie przyjaciółka. Wydostałam się z objęć chłopaka i poszłam do łazienki. Do łazienki zza żaluzji dopijały się promienie słońca. Zapowiadało się na piękny dzień. Ubrałam krótkie spodnie, bluzkę i wygodne buty. Zeszłam na dół, upichciłam jakąś szybką sałatkę z tego co zostało w lodówce i zjadłam. Trochę jeszcze zostawiłam dla śpiocha. Odłożyłam naczynia do zmywarki, a z góry właśnie schodził Marco. Stukał nogami jak koń kopytami, trudno było nie słyszeć.
- Witaj kochanie - ucałował delikatnie w usta i zasiadł do stołu. Podałam mu śniadanie i pożegnałam się. Chwyciłam za torebkę i wyszłam z domu, pod który podjeżdżał samochód Leny. Wsiadłam i przywitałam się buziakiem w policzek.
Dojechałyśmy na miejsce. Wybrałyśmy tą jedną suknię Kupiłyśmy do tego szpilki i jakieś dodatki. Zapakowałyśmy się do samochodu i udałyśmy się w drogę powrotna. Droga zleciała nam szybko i po chwili byłyśmy pod moim domem.
Nieświadoma tego co stanie się w domu weszłam do środka. Od razu zobaczyłam chłopaków jak stoją z wielkim tortem w ręku.
- O Jezu, co to jest? - powiedziała zaskoczona Lena
- Twój tort urodzinowy - odpowiedział Marco
- Już myślałam, że zapomnieliście - powiedziała ze łzami szczęścia przyjaciółka. Mitchell podszedł do niej i powiedział...
- Wszystkiego Najlepszego Kochanie! - i złożył jej soczysty pocałunek
- Przepraszam... - westchnęłam i przytuliłam przyjaciółkę - Zapomniałam o twoich urodzinach, przepraszam - dodałam
- Nic się nie stało... - uśmiechnęła się w moją stronę.
Podzieliliśmy tort na kilka kawałków. Każdy zjadł swój kawałek, potem otworzyliśmy wino i włączyliśmy jakąś muzykę. Resztę dnia świętowaliśmy...
Dochodziła 23:trzydzieści. Lena z Mitchellem zbierali się do domu, a ja zabrałam się za sprzątanie.
- Może Ci pomogę? - spytała przyjaciółka
- Nie, nie. Marco się nudzi - wskazałam na chłopaka, który rozsiadł się na kanapie - Marco, chodź do kuchni! - krzyknęłam
Po nie całej godzinie lśniło czystością. Później gorąca kąpiel i upragniony sen.
3 lata później
Ubrana zeszłam na dół, gdzie czekali na mnie moi dwaj mężczyźni...
- Dzień dobry słonko - i pocałowałam w policzek najstarszego z nich. Usiadłam naprzeciwko Marco, a na kolana wzięłam Marcela - tak właśnie nazywa się nasz synek.
- Wiesz może, gdzie jest moja torba? - spytał Reus odchodząc od stołu
- Za kanapą albo w sypialni - odpowiedziałam
- Jesteś kochana - ucałował mnie serdecznie.
Razem z Marcelem posprzątałam po śniadaniu i poszliśmy na spacer. Jak zwykle udaliśmy się do parku, gdzie mały lubi się wyszaleć. Usiadłam na ławce i nie spuszczałam wzroku od dziecka. Kiedy już po godzinie robiło się ciemno, najprawdopodobniej zbierało się na deszcz wzięłam małego na ręce i wsiedliśmy do taksówki. Pojechaliśmy do domu, zrobiliśmy obiad i z apetytem zjedliśmy. Położyłam się z Marcelkiem na kanapie. Usnęłam czekając na Marco.
Obudziłam się około 16. Wstałam ostrożnie, żeby nie obudzić małego. Jednak ten wyczuł i zaczął się kręcić, już po chwili wyspany biegał swoimi małymi nóżkami po domu.
- Muszę iść do sklepu, bo lodówka jest pusta. Będę za pół godziny - powiedziałam i posłałam buziaka w stronę Marco.
Zaczęło padać, a ja nie wzięłam nic przeciwdeszczowego, nawet parasola. Przeszłam przez pasy na drugą stronę. Mokra zrezygnowałam z zakupów i postanowiłam zaczekać w jednej z kawiarni, aż przestanie lać. Usiadłam przy stole obok okna i przyglądałam się wszystkiemu co znajduje się po drugiej stronie szyby. Minęło 15 minut, padało nadal, lecz nie tak mocno. Zapłaciłam na ciepłą herbatę, którą kupiłam i wyszłam z kawiarni w kierunku spożywczego.
Kończę tego bloga. Napisałam ostatni rozdział, a
niedługo pojawi się epilog.
Nie mam pomysłu na dalsze rozdziały.
czwartek, 23 stycznia 2014
Ważna wiadomość
Informuję, że przez najbliższy tydzień lub dwa nie będzie nowych postów na http://przygoda-z-borussia.blogspot.com/ oraz http://sara-marco-story.blogspot.com/ Postanowiłam zrobić sobie wolne :/ Niedługo studniówka i będę musiała zostawać po lekcjach, które i tak kończę późno. Potem lekcje i nauka. Za tydzień ferie i wyjeżdżam. Po za tym to trochę weny brakuje...
Mam nadzieję, że uszanujecie moją decyzję.
Pozdrawiam.
Mam nadzieję, że uszanujecie moją decyzję.
Pozdrawiam.
sobota, 11 stycznia 2014
Rozdział XXXI z dedykacją dla Kingi i Anastazji
- Też Cię kocham - szepnęłam.
Głowę położyłam na ramieniu narzeczonego. Staliśmy tak nie długo. Chłopak chwycił mnie za rękę i skierowaliśmy się do kuchni na małe śniadanie.
- Nie powinieneś się zbierać na trening? - spytałam, widząc na zegarku jak dochodzi południe. Marco jak zwykle śniadanie je wolno, przy czym dużo gada.
- Dobra, idę - ucałował w policzek. Wziął do ręki torbę i wybiegł z domu, ja skorzystałam z okazji i wzięłam kąpiel. Leżałam w wannie godzinę. Ubrałam się, spięłam włosy i wyszłam z łazienki. Skierowałam się do pokoju, wzięłam moja torebkę i wyszłam z domu chłopaka. Klucze schowałam do kieszeni w spodniach, za to wyciągnęłam telefon. Miałam kilka nieodebranych połączeń od Leny. Szybko odzwoniłam. Po dwóch sygnałach odebrała...
- Halo?
- Dzwoniłaś. Co się stało?
- Czy jak dzwonie do Ciebie, to musi się coś stać? Chciałam z Tobą iść na zakupy, bo przeglądałam właśnie szafę i nie mam w co się ubrać na dzisiejszą imprezę.
- To już dzisiaj? - spytałam zaskoczona. Zupełnie zapomniałam o tym.
- No dzisiaj, idziesz, co nie? - spytała, aby uzyskać potwierdzenie
- Oj, nie wiem. Źle się czuje, wiesz
- A kto powiedział, że musisz zaraz szaleć. Pójdziesz, usiądziesz sobie i będziesz patrzeć jak Marco podrywa dziewczyny - śmiała się do słuchawki przyjaciółka
- Nie strasz mnie. Dobra, pójdę - odparłam. Jeszcze zanim się rozłączyłam umówiłam się z przyjaciółką, o której się spotkamy. Przeszłam przez ulicę na drugą stronę, minęłam kilka domów i w końcu znalazłam się w swoim. Weszłam do środka, odłożyłam wszystko na podłogę i poszłam na górę. Założyłam bluzkę i zadzwonił dzwonek. Przebrana zeszłam na dół, aby otworzyć drzwi. Była to oczywiście przyjaciółka. Pomaszerowałyśmy do naszej ulubionej galerii handlowej. Już po godzinie Lena miała wybraną sukienkę. Podeszłyśmy do kasy i zapłaciłyśmy. Potem poszłyśmy na lekki obiad, no i z powrotem do domu. Wybiła godzina 15. Przed szafą spędziłam kolejną godzinę. Miałam do wyboru kilka sukienek. Kiedy wybrałam tą jedną, położyłam ją na łóżku i czekałam, aż ją założę. Zapomniałam poinformować, że na Signal Iduna Park właśnie trwa mecz Borussi z? Nie mam pojęcia, ostatnio w ogóle nie chodzę na mecze. A Marco nie szczególnie mnie o tym informuje, w każdym razie po meczu jest impreza z okazji dnia kobiet. Ale o tym już wiadomo. W każdym razie zostało kilka godzin. Nie miałam pojęcia do robić dalej. Włączyłam telewizor i oglądałam mecz. Była 35 minuta meczu, a wynik nie był zachwycający. Borussia przegrywała jednym golem. Dopiero w 40 minucie zespół się przebudził i gola strzelił Lewandowski, który dawał remis. Po skończonej pierwszej połowie skusiłam się na małą czarną...
Przesiedziałam przed telewizorem dobre trzy godziny, dopóki nie przyjechał chłopak, a może raczej narzeczony.
- Cześć - powiedział i pocałował w policzek
- Hej. Jak mecz?
- Nie oglądałaś? - spytał zaskoczony
- Nie... - odparłam niepewnie
- Remis - powiedział, a z twarzy znikł ten Jego piękny uśmiech
- Może nie rozmawiajmy o tym. Chodź pokażę Ci moja sukienkę
Godzinę później
Zawinięta w ręcznik stanęłam przed lustrem, nie wiedząc jak się uczesać. Postanowiłam rozpuścić włosy, o tak właśnie Potem założyłam czystą bieliznę, sukienkę i buty. Byłam gotowa. Jeszcze tylko pojechaliśmy do Marco, aby Jego w coś przywdziać i mogliśmy jechać w kierunku stadionu, bo tam odbywała się zabawa. Po nie długim czasie taksówka się zatrzymała, Marco wysiadł i otworzył mi drzwi. Weszliśmy do środka i przeraziłam się. Było tam mnóstwo ludzi. W tłumie szukałam Leny i Mitchella, ale nie tak łatwo było ich znaleźć. Marco też gdzieś mi znikł, a ja nie wiedziałam co robić. Usiadłam sobie przy barze i zamówiłam sok pomarańczowy. Nie dosyć, że zgubiłam Marco to jeszcze nie mogę znaleźć nikogo znajomego. Siedziałam przy barze kilkanaście minut, kiedy znalazła się moja zguba.
- Poproszę to samo - zwrócił się do barmana
- Gdzie byłeś? - spytałam
- Szukałem Mitchella, a co?
- Już nic - odpowiedziałam odwracając się za plecy, bo podeszła do nas moja przyjaciółka
- Widzieliście Mitchella? - spytała zdenerwowana - Nie mogę go znaleźć
- Usiądź. Zaraz się znajdzie - odparłam i odwróciłam się w stronę Marco, ale jego już nie było. Postanowiłam pomóc w poszukiwaniach, choć dobrze wiedziałam, że takie niby zniknięcie to pomysł chłopaków. Pewnie wdrażają plan z zaręczynami - pomyślałam. I miałam rację...
Zdenerwowana Lena zaczęła go szukać wszędzie. Kiedy usłyszała głos Mitchella, zbiegła po schodach. O mało co się nie zabiła, bo na nogach miała szpilki. Nie byłam przekonana czy mamy tam iść. Stali oni w jakimś korytarzu, który dobrze znam. Tu znajdowały się szatnie. Lena była jak zahipnotyzowana, szła za głosem. Kiedy wreszcie dotarła do Mitchella mocno go przytuliła.
- Co ona tu robi? Miałaś ją pilnować - szepnął Marco
- Pilnować. Jak? Ona szukała Mitchella, jakby była zahipnotyzowana. Nie chciała odpuścić, dopóki go nie znajdzie - powiedziałam zła. Przecież co ja mogłam zrobić. Może i wydawało się, że ja miałam zaręczyny kiepskie. Nie było pierścionka, kolacji przy świecach. Ale po co to? Skoro wystarczy coś takiego...
- Zostaniesz moją żoną? - Mitchell klęknął przed Leną. Ona podała mu rękę i powiedziała "TAK" Założył pierścionek rozpromienionej przyjaciółce. Lena rzuciła mu się na szyję, oboje wyglądali na szczęśliwych. Moje zaręczyny to nic, w porównaniu z ich. Marco objął mnie ramieniem, przyglądaliśmy im się ze zdumieniem. Wspaniała z nich para. Bardzo się cieszę ze szczęścia przyjaciółki. Postanowiliśmy zostawić ich samych. Wróciliśmy na parkiet. Przetańczyłam z moim ukochanym kilka kawałków. Potem przyłączyli się do nas inni piłkarze z partnerkami. Resztę nocy spędziłam na stadionie. Wróciłam nad ranem. Położyłam się do łóżka przytulona do Marco i odpłynęłam.
Głowę położyłam na ramieniu narzeczonego. Staliśmy tak nie długo. Chłopak chwycił mnie za rękę i skierowaliśmy się do kuchni na małe śniadanie.
- Nie powinieneś się zbierać na trening? - spytałam, widząc na zegarku jak dochodzi południe. Marco jak zwykle śniadanie je wolno, przy czym dużo gada.
- Dobra, idę - ucałował w policzek. Wziął do ręki torbę i wybiegł z domu, ja skorzystałam z okazji i wzięłam kąpiel. Leżałam w wannie godzinę. Ubrałam się, spięłam włosy i wyszłam z łazienki. Skierowałam się do pokoju, wzięłam moja torebkę i wyszłam z domu chłopaka. Klucze schowałam do kieszeni w spodniach, za to wyciągnęłam telefon. Miałam kilka nieodebranych połączeń od Leny. Szybko odzwoniłam. Po dwóch sygnałach odebrała...
- Halo?
- Dzwoniłaś. Co się stało?
- Czy jak dzwonie do Ciebie, to musi się coś stać? Chciałam z Tobą iść na zakupy, bo przeglądałam właśnie szafę i nie mam w co się ubrać na dzisiejszą imprezę.
- To już dzisiaj? - spytałam zaskoczona. Zupełnie zapomniałam o tym.
- No dzisiaj, idziesz, co nie? - spytała, aby uzyskać potwierdzenie
- Oj, nie wiem. Źle się czuje, wiesz
- A kto powiedział, że musisz zaraz szaleć. Pójdziesz, usiądziesz sobie i będziesz patrzeć jak Marco podrywa dziewczyny - śmiała się do słuchawki przyjaciółka
- Nie strasz mnie. Dobra, pójdę - odparłam. Jeszcze zanim się rozłączyłam umówiłam się z przyjaciółką, o której się spotkamy. Przeszłam przez ulicę na drugą stronę, minęłam kilka domów i w końcu znalazłam się w swoim. Weszłam do środka, odłożyłam wszystko na podłogę i poszłam na górę. Założyłam bluzkę i zadzwonił dzwonek. Przebrana zeszłam na dół, aby otworzyć drzwi. Była to oczywiście przyjaciółka. Pomaszerowałyśmy do naszej ulubionej galerii handlowej. Już po godzinie Lena miała wybraną sukienkę. Podeszłyśmy do kasy i zapłaciłyśmy. Potem poszłyśmy na lekki obiad, no i z powrotem do domu. Wybiła godzina 15. Przed szafą spędziłam kolejną godzinę. Miałam do wyboru kilka sukienek. Kiedy wybrałam tą jedną, położyłam ją na łóżku i czekałam, aż ją założę. Zapomniałam poinformować, że na Signal Iduna Park właśnie trwa mecz Borussi z? Nie mam pojęcia, ostatnio w ogóle nie chodzę na mecze. A Marco nie szczególnie mnie o tym informuje, w każdym razie po meczu jest impreza z okazji dnia kobiet. Ale o tym już wiadomo. W każdym razie zostało kilka godzin. Nie miałam pojęcia do robić dalej. Włączyłam telewizor i oglądałam mecz. Była 35 minuta meczu, a wynik nie był zachwycający. Borussia przegrywała jednym golem. Dopiero w 40 minucie zespół się przebudził i gola strzelił Lewandowski, który dawał remis. Po skończonej pierwszej połowie skusiłam się na małą czarną...
Przesiedziałam przed telewizorem dobre trzy godziny, dopóki nie przyjechał chłopak, a może raczej narzeczony.
- Cześć - powiedział i pocałował w policzek
- Hej. Jak mecz?
- Nie oglądałaś? - spytał zaskoczony
- Nie... - odparłam niepewnie
- Remis - powiedział, a z twarzy znikł ten Jego piękny uśmiech
- Może nie rozmawiajmy o tym. Chodź pokażę Ci moja sukienkę
Godzinę później
Zawinięta w ręcznik stanęłam przed lustrem, nie wiedząc jak się uczesać. Postanowiłam rozpuścić włosy, o tak właśnie Potem założyłam czystą bieliznę, sukienkę i buty. Byłam gotowa. Jeszcze tylko pojechaliśmy do Marco, aby Jego w coś przywdziać i mogliśmy jechać w kierunku stadionu, bo tam odbywała się zabawa. Po nie długim czasie taksówka się zatrzymała, Marco wysiadł i otworzył mi drzwi. Weszliśmy do środka i przeraziłam się. Było tam mnóstwo ludzi. W tłumie szukałam Leny i Mitchella, ale nie tak łatwo było ich znaleźć. Marco też gdzieś mi znikł, a ja nie wiedziałam co robić. Usiadłam sobie przy barze i zamówiłam sok pomarańczowy. Nie dosyć, że zgubiłam Marco to jeszcze nie mogę znaleźć nikogo znajomego. Siedziałam przy barze kilkanaście minut, kiedy znalazła się moja zguba.
- Poproszę to samo - zwrócił się do barmana
- Gdzie byłeś? - spytałam
- Szukałem Mitchella, a co?
- Już nic - odpowiedziałam odwracając się za plecy, bo podeszła do nas moja przyjaciółka
- Widzieliście Mitchella? - spytała zdenerwowana - Nie mogę go znaleźć
- Usiądź. Zaraz się znajdzie - odparłam i odwróciłam się w stronę Marco, ale jego już nie było. Postanowiłam pomóc w poszukiwaniach, choć dobrze wiedziałam, że takie niby zniknięcie to pomysł chłopaków. Pewnie wdrażają plan z zaręczynami - pomyślałam. I miałam rację...
Zdenerwowana Lena zaczęła go szukać wszędzie. Kiedy usłyszała głos Mitchella, zbiegła po schodach. O mało co się nie zabiła, bo na nogach miała szpilki. Nie byłam przekonana czy mamy tam iść. Stali oni w jakimś korytarzu, który dobrze znam. Tu znajdowały się szatnie. Lena była jak zahipnotyzowana, szła za głosem. Kiedy wreszcie dotarła do Mitchella mocno go przytuliła.
- Co ona tu robi? Miałaś ją pilnować - szepnął Marco
- Pilnować. Jak? Ona szukała Mitchella, jakby była zahipnotyzowana. Nie chciała odpuścić, dopóki go nie znajdzie - powiedziałam zła. Przecież co ja mogłam zrobić. Może i wydawało się, że ja miałam zaręczyny kiepskie. Nie było pierścionka, kolacji przy świecach. Ale po co to? Skoro wystarczy coś takiego...
- Zostaniesz moją żoną? - Mitchell klęknął przed Leną. Ona podała mu rękę i powiedziała "TAK" Założył pierścionek rozpromienionej przyjaciółce. Lena rzuciła mu się na szyję, oboje wyglądali na szczęśliwych. Moje zaręczyny to nic, w porównaniu z ich. Marco objął mnie ramieniem, przyglądaliśmy im się ze zdumieniem. Wspaniała z nich para. Bardzo się cieszę ze szczęścia przyjaciółki. Postanowiliśmy zostawić ich samych. Wróciliśmy na parkiet. Przetańczyłam z moim ukochanym kilka kawałków. Potem przyłączyli się do nas inni piłkarze z partnerkami. Resztę nocy spędziłam na stadionie. Wróciłam nad ranem. Położyłam się do łóżka przytulona do Marco i odpłynęłam.
piątek, 3 stycznia 2014
Rozdział XXX
Mitchell wstał. Marco był zaskoczony, nic nie mówił. Natomiast ja wiedziałam o co chodzi...
- Z uczuciem - powiedziałam z uśmiechem
- Ktoś mi powie, co to za cyrki? - spytał zaniepokojony blondyn
- Mitchell chce się oświadczyć Lenie, debilu. Przecież nie mi - odpowiedziałam wskazując na pierścionek, który w ręku trzymał Mitchell
- Mitchell, no wreszcie. Kiedy zaręczyny? Gdzie? Masz już pomysł, he? - pytał podekscytowany Marco - Może Ci pomożemy, co?
- Właśnie dlatego was sprowadziłem, musicie mi pomóc - powiedział
- Co mam zrobić? - spytał się Marco. Chyba naprawdę chce mu pomóc, co dziwne. Bo jak coś ja chce, to ma lenia
- Chciałabym, aby to było wyjątkowe miejsce. Macie jakiś pomysł? - spojrzał na mnie i pewnie chciał uzyskać odpowiedź. Ale miałam pustkę w głowie. Musiałam trochę pomyśleć.
- Mam pomysł. Może tak stadion? - palnął
- Ogłupiałeś! - krzyknęłam - To musi być restauracja, kolacja przy świecach - dodałam
- Przepraszam Tamara, podoba mi się pomysł Marco - powiedział Mitchell
- Wygrałem! - krzyknął Reus, cieszył się jak małe dziecko - Nie złość się - odparł i pocałował złośliwie w policzek.
Usiedliśmy na kanapie i rozmawialiśmy o pomyśle, jaki padł przed chwilą. Po godzinie ustaliśmy co i jak. Wstaliśmy z kanapy i pożegnaliśmy się z chłopakiem, wsiedliśmy do samochodu Marco i pojechaliśmy do mnie,
nie do niego.
- Kiedy ty to załatwisz? - spytałam Marco wchodząc do domu. Byłam bardzo ciekawa jego odpowiedzi, i jak...
- Dzisiaj, jutro - odparł i wziął mnie na ręce
- Marco, puść mnie - krzyczałam jednak na nic. Chłopak zaniósł mnie do góry, do sypialni. Położył na łóżku. Powoli i delikatnie zdjął ze mnie moją bluzkę...
- Marco, nie dzisiaj - szepnęłam
- Dlaczego? - spytał smutnym głosem
- Ostatnio nie czuję się najlepiej, zrozum - podniosłam się i zaczęłam ubierać moja koszulkę
- To mogę chociaż...
Reus zbliżył się do mnie i złożył pocałunek prosto na moje usta. Taki jak nigdy. Długi, namiętny, pełen uczuć. Poczułam falę ciepła rozchodzącą się po całym ciele.
Następnego dnia
Marco jeszcze spał. Ubrałam bluzkę i poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie kakao, ciepłe z pianką. Pychota. Usiadłam na blacie i rozmyślałam. W pewnym momencie do kuchni wszedł Marco. Pocałował w policzek na przywitanie, zrobił sobie kakao. I usiadł obok mnie. Rozmawialiśmy o zaręczynach, naszych przyjaciół.
- Dlaczego my rozmawiamy o nich, przecież my... - zaczął Marco
- Marco... - westchnęłam i uśmiechnęłam się
- No co? Chyba, że nie chcesz?
- Chcę.
- To co? - spojrzał na mnie z boku. Zeskoczyłam z blatu i włożyłam kubek to zmywarki. Posłałam mu buziaka i wyszłam z kuchni, za mną wyszedł Marco i cały czas czekał na odpowiedź. Jednak ja jej nie udzieliłam...
Ubrałam spodnie i buty, wzięłam torebkę i zeszłam z powrotem na dół. Cały czas nie odstępował mnie Marco, w końcu mu powiedziałam "TAK" Przytulił mnie mocno i ucałował, usłyszałam tylko krótkie Kocham Cię.
Wtedy to w dziwny, sposób zaręczyliśmy się.
- Z uczuciem - powiedziałam z uśmiechem
- Ktoś mi powie, co to za cyrki? - spytał zaniepokojony blondyn
- Mitchell chce się oświadczyć Lenie, debilu. Przecież nie mi - odpowiedziałam wskazując na pierścionek, który w ręku trzymał Mitchell
- Mitchell, no wreszcie. Kiedy zaręczyny? Gdzie? Masz już pomysł, he? - pytał podekscytowany Marco - Może Ci pomożemy, co?
- Właśnie dlatego was sprowadziłem, musicie mi pomóc - powiedział
- Co mam zrobić? - spytał się Marco. Chyba naprawdę chce mu pomóc, co dziwne. Bo jak coś ja chce, to ma lenia
- Chciałabym, aby to było wyjątkowe miejsce. Macie jakiś pomysł? - spojrzał na mnie i pewnie chciał uzyskać odpowiedź. Ale miałam pustkę w głowie. Musiałam trochę pomyśleć.
- Mam pomysł. Może tak stadion? - palnął
- Ogłupiałeś! - krzyknęłam - To musi być restauracja, kolacja przy świecach - dodałam
- Przepraszam Tamara, podoba mi się pomysł Marco - powiedział Mitchell
- Wygrałem! - krzyknął Reus, cieszył się jak małe dziecko - Nie złość się - odparł i pocałował złośliwie w policzek.
Usiedliśmy na kanapie i rozmawialiśmy o pomyśle, jaki padł przed chwilą. Po godzinie ustaliśmy co i jak. Wstaliśmy z kanapy i pożegnaliśmy się z chłopakiem, wsiedliśmy do samochodu Marco i pojechaliśmy do mnie,
nie do niego.
- Kiedy ty to załatwisz? - spytałam Marco wchodząc do domu. Byłam bardzo ciekawa jego odpowiedzi, i jak...
- Dzisiaj, jutro - odparł i wziął mnie na ręce
- Marco, puść mnie - krzyczałam jednak na nic. Chłopak zaniósł mnie do góry, do sypialni. Położył na łóżku. Powoli i delikatnie zdjął ze mnie moją bluzkę...
- Marco, nie dzisiaj - szepnęłam
- Dlaczego? - spytał smutnym głosem
- Ostatnio nie czuję się najlepiej, zrozum - podniosłam się i zaczęłam ubierać moja koszulkę
- To mogę chociaż...
Reus zbliżył się do mnie i złożył pocałunek prosto na moje usta. Taki jak nigdy. Długi, namiętny, pełen uczuć. Poczułam falę ciepła rozchodzącą się po całym ciele.
Następnego dnia
Marco jeszcze spał. Ubrałam bluzkę i poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie kakao, ciepłe z pianką. Pychota. Usiadłam na blacie i rozmyślałam. W pewnym momencie do kuchni wszedł Marco. Pocałował w policzek na przywitanie, zrobił sobie kakao. I usiadł obok mnie. Rozmawialiśmy o zaręczynach, naszych przyjaciół.
- Dlaczego my rozmawiamy o nich, przecież my... - zaczął Marco
- Marco... - westchnęłam i uśmiechnęłam się
- No co? Chyba, że nie chcesz?
- Chcę.
- To co? - spojrzał na mnie z boku. Zeskoczyłam z blatu i włożyłam kubek to zmywarki. Posłałam mu buziaka i wyszłam z kuchni, za mną wyszedł Marco i cały czas czekał na odpowiedź. Jednak ja jej nie udzieliłam...
Ubrałam spodnie i buty, wzięłam torebkę i zeszłam z powrotem na dół. Cały czas nie odstępował mnie Marco, w końcu mu powiedziałam "TAK" Przytulił mnie mocno i ucałował, usłyszałam tylko krótkie Kocham Cię.
Wtedy to w dziwny, sposób zaręczyliśmy się.
środa, 1 stycznia 2014
Rozdział XXIX

- Będziesz ojcem, gratuluję - dodał Mitchell klepiąc Marco po plecach. Po gratulacjach, usiedliśmy wspólnie do kolacji i z apetytem jedliśmy jajecznicę. Potem chłopaki kończyli grę w fife, a ja poszłam do łazienki. Miałam ochotę na gorącą kąpiel.
Po kąpieli udałam się do pokoju. Usiadłam obok na fotelu i przyglądałam się chłopakom. Nawet nie zauważyłam...
- Gdzie Lena? - spytałamPo kąpieli udałam się do pokoju. Usiadłam obok na fotelu i przyglądałam się chłopakom. Nawet nie zauważyłam...
- Tam - pomachiwał Marco. Przyjaciółka siedziała na schodach. Nogi miała schowane w koc. Cała trzęsła się z zimna.
- Czemu na zewnątrz. Zimo przecież
- Jakoś miło tutaj
- Co taka smutna? - spytałam, usiadłam obok niej i lekko szturchnęłam. Na twarzy pojawił się uśmiech...
chwile potem znikł.
- Powiedz mi, jak to jest, że Ty i Marco jesteście razem. Przetrwaliście kłótnie, wszystkie zazdrości...
- Możesz przejść do sedna? - przerwałam. Nie lubię tego jak ktoś przypomina mi o tym, że z Marco nie układało nam się najlepiej ostatnio.
- Jestem z Mitchellem ponad dwa lata... - wzięła głęboki oddech
- No wyrzuć to z siebie, o co chodzi?
- Co jeśli się zaręczymy?
- To jest wspaniały pomysł. Dlaczego się tak tym martwisz?
- A Mitchell chce? - popatrzyła na mnie. Nie miałam pojęcia do Jej odpowiedzieć, więc nic nie mówiłam - Zapomnij o tym co mówiłam, chodźmy do środka.
Wstałyśmy z zimnych schodów i już w lepszym humorze weszłyśmy do środka. Chłopacy dalej grali w fife
Następnego dnia
- Pamiętaj o dzisiejszej wizycie u lekarza - krzyknął Marco. Zamknął za sobą drzwi i wyszedł na trening. A ja znowu zostałam sama w domu, do tego ta cholerna wizyta. Nie chce mi się...
Włączyłam laptopa i zaczęłam szukać jakiś ciekawych filmów, najlepiej dramaty. Ostatnio strasznie lubię takie oglądać. Weszłam na polskie strony... Po nie długim poszukiwaniu znalazłam film "Trzy metry nad niebem" Nie powstrzymałam się od łez...
Nagle zadzwonił telefon. Jednym ruchem odebrałam telefon nie odrywając wzroku od ekranu laptopa i spytałam podciągając nosem
- Słucham?
- Ty płaczesz?
- Nie, nie. Kto mówi?
- Mitchell. Możemy się spotkać, musimy poważnie porozmawiać.
- Dobrze. Przyjdę do Ciebie.
- Tylko nie mów nic Lenie, dobrze?
- Dobrze - odparłam i rozłączyłam się.
Wróciłam do oglądania filmu, ale nie na długo. Dochodziła 16. Musiałam iść do lekarza na umówioną wizytę. Wstałam z kanapy, odniosłam laptopa do sypialni i ubrałam się. Przekraczając próg domu spojrzałam na niebo. Ciemne, kłębiaste chmury zakrywały słońce. Cofnęłam się do domu po parasol, tak na wszelki wypadek. Kiedy doszłam do szpitala, wjechałam widną na drugie piętro...
W gabinecie siedziałam nie całe pół godziny, potem zjechałam windą na dół i piechotą do Mitchella. Po drodze kupiłam ciasto, a w kiosku kupiłam gazetę z kalendarzem. Usiadłam na ławce i przeglądałam gazetę, gdy podeszła do mnie nieznana mi dotąd dziewczyna. Podała mi kartkę i długopis...
- Mogę poprosić o autograf? - zapytała
- Ode mnie? - zaśmiałam się
- Tak, od Pani - odpowiedziała z uśmiechem. Nabazgrałam na kartce jakiś podpis, schowałam gazetę do torby i odeszłam.
- Proszę Pani - wołała za mną młoda dziewczyna
- Tak?
- Zostawiła Pani na ławce ciasto - podeszła i mi je wręczyła
- Dziękuje - powiedziałam z uśmiechem
Dochodziłam do domu Mitchella. Przed domem zatrzymał się samochód i wysiadł z niego przystojny blondyn znaczy Marco
- Ty też? - zapytałam całując chłopaka w policzek
- Przeraził mnie Mitchell jak mi powiedział, że musimy poważnie porozmawiać, a na treningu cały czas był jakiś nie obecny, co mu jest?
- To coś naprawdę poważnego - odparłam wskazując nieładnie palcem na chłopaka. Szedł taki zamyślony. Weszliśmy za Nim do domu. Usiedliśmy na kanapie, wtedy to Mitchell klęknął przede mną i powiedział
- Kocham Cię! Zostaniesz moją żoną?
piątek, 20 grudnia 2013
Rozdział XXVIII
Obudziłam się na podłodze. Czułam się niewyspana. Mimo tego skierowałam się do łazienki. Wzięłam prysznic i ubrałam się. Wzięłam do ręki trochę pieniędzy i poszłam do sklepu. Szłam sobie ulicą, gdy poczułam straszny ból brzucha. Szłam dalej. Myślałam, że to chwilowe. Jednak ból się nasilał. Przysiadłam na najbliższej ławce. Wzięłam do ręki telefon i zadzwoniłam do przyjaciółki, aby przyjechała. Po kilku minutach zjawiła się Lena. Wzięła mnie do domu. Kazała mi się położyć do łóżka. Nie chciałam się z nią kłócić, nie miałam siły. Zrobiła mi ciepłą herbatę, kanapki i pojechała do siebie.
Trzy godziny później
Miałam dosyć leżenia w łóżku. Zeszłam na dół, ubrałam buty i wyszłam. Szłam w kierunku szkoły. Usłyszałam dzwonek. Skończyli wykłady. W tłumie ludzi szukałam Martina. Znalazłam, podbiegłam...
- Cześć Martin. Mogłabym notatki? - zapytałam
- Cześć. Jasne, proszę - notatki schowałam do torebki - Masz ochotę na kawę i ciasto?
- Chętnie - powiedziałam z uśmiechem
- To chodź - złapał mnie za rękę. Wyglądało to dziwnie, wiem. Po drodze zrobiło mi się słabo. Akurat teraz. Martin chciał mnie zabrać do lekarza, ale ja się nie zgadzałam. Jednak uległam.
Zamówiliśmy taksówkę, po 20 minutach byliśmy w szpitalu.
Godzinę później wszystko było wiadome, jestem w ciąży.
- Gratuluję, będzie Pan ojcem - powiedział lekarz do Martina. Oboje wybuchliśmy śmiechem
- Też się cieszę, będę ojcem - krzyczał na cały szpital chłopak
- Musi Pani jeszcze w tym tygodniu zrobić dodatkowe badania - dodał lekarz
- Zgłoszę się do Pana w piątek, dobrze?
- Czekam. Do widzenia
Wyszliśmy ze szpitala. Skierowaliśmy się do upragnionej kawiarni. Nie mogłam w to uwierzyć, że jestem w ciąży. Ja? W ciąży?
- Jak tam nasza młoda mama? - spytał Martin
- Nie przesadzaj.
- Marco będzie wspaniałym ojcem...
- Ojcem? Nie mam zamiaru mu o niczym mówić. Jestem na Niego zła i tyle, a ty też milczysz. Może się w końcu obudzi i zauważy, że przez sceny zazdrości jakie urządza, wyrządzają mi większą krzywdę.
- Będę milczeć pod warunkiem, że mu powiesz
- Martin, przyjacielu...
- Nie, nie powiesz mu.
Zatrzymaliśmy się w połowie drogi do kawiarni i zmieniliśmy kurs, poszliśmy do Marco.
Chłopaka nie było w domu. Pewnie ma trening. Dojechaliśmy taksówą na trening, właśnie skończyli. Przytuliłam przyjacielsko Martina na pożegnanie i poszłam do Marco.
- Cześć. Szukasz Marco? - spytał Kevin
- Szukam. Nie wiesz może gdzie jest?
- Jest w szatni
- To poczekam - powiedziałam. Oparłam się o ścianę. Minęło 10 minut a Marco nadal nie było, trochę się zaniepokoiłam, ale czekałam cierpliwie. Kiedy dochodziła 15 wkurzyłam się i zadzwoniłam do Kevina.
- Mówiłeś, że Marco w szatni. Ja czekam na Niego i nic
- Jak wychodziłem to był w szatni, razem z innymi. Wejdź do szatni
- Chyba tak zrobię
Jak powiedziałam tak zrobiłam. Jednak oprócz sprzątaczki nie było nikogo.
- Wszyscy wyszli? - spytałam
- Widzisz tu kogoś? Jestem tylko ja, wyjdź bo sprzątam - powiedziałam nie miło
Wyszłam z budynku i pomaszerowałam do domu. Szłam ze smutną miną przez cały Dortmund, aż doszłam do domu. Przed drzwiami stał wysoki blondyn.
- Cześć - powiedział, chciał pocałować. Ja odeszłam i zaczęłam szukać kluczy w torebce. Muszę tu zrobić porządek - pomyślałam. Kiedy je znalazłam, otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Za mną Marco.
- Coś się stało? - spytał rozkładając się na kanapie
- Wszystko w porządku - skłamałam
- Przecież widzę, usiądź
- Wszystko dobrze - powiedziałam głośniej
- Na pewno?
- Źle się czuję, lepiej idź. Spotkamy się jutro
- Jutro o 14 zabieram cię za miasto, pamiętaj. Teraz odpocznij, do jutra - pocałował subtelnie w policzek. Nie chciałam się kłócić, więc nawet nie wspominałam o tym, że byłam na treningu, o tym że wczoraj nie zadzwonił i nie poinformował, że idzie z Robertem. Chciałam się z nim później spotkać, ale nici z planów.
Chłopak wyszedł, a ja poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie obiad. Ciągle myślałam o ciąży. Za kilka miesięcy będę matką, a ojcem...
Marco.
Usiadłam na kanapie i wcinałam obiad, jakoś mi nie podchodziło. Odłożyłam talerz i włączyłam telewizor. Wszędzie trąbili o dniu kobiet. Szczególnie o imprezie zorganizowanej przed miejscowy klub. Ma ona się odbyć w sobotę, o 20 i zaproszeni są wszyscy piłkarze. Z partnerkami oczywiście.
Następnego dnia
Dzisiaj czwartek. Wstałam dość wcześnie, pomaszerowałam leniwie do łazienki. Pogoda tego dnia zapowiadała się na słoneczną. Potem zajrzałam do szafy i jak zwykle nie wiedziałam do ubrać. Kiedy już się ubrałam to zeszłam na dół na śniadanie. Po 15 minutach przyszedł Martin, wypiliśmy razem herbatę i wyszliśmy z domu.
Codzienne wykłady są nudne, godzina za godziną i ta radość kiedy się kończą. Wyszłam z budynku i poszłam prosto do domu. Od rana Marco wysyłał mi sms, przypominał...
że zabiera za miasto.
W domu siedziałam na kanapie z książką w ręku, nagle zadzwonił dzwonek. Do domu weszła uśmiechnięta od ucha do ucha Lena. Od razu zapytałam
- Co taka radosna?
- Spakowana? - zadała pytanie nie odpowiadając na moje
- Po co? - spytałam zdziwiona. Wtedy przypomniałam sobie o tym, że Marco zabiera mnie za miasto. A może raczej nas?
- Jedziemy nad jezioro! - krzyknęła
- Pewnie o to chodziło Marco - powiedziałam do siebie
- Coś mówiłaś?
- Idę się spakować, daj mi 10 minut.
Odłożyłam książkę i poszłam do sypialni. Spod łóżka wyciągnęłam torbę, spakowałam potrzebne rzeczy i gotowa zeszłam na dół. Minęło 15 minut. Do domu wparował Marco i Mitchell.
- Gotowe? - spytał Mitchell
- Tak - powiedziała podekscytowana Lena. Godzina spędzona w samochodzie i byliśmy na miejscu. Okolica wyglądała na bardzo ładną. Jezioro znajdowała się na środku, wokół niego były domki. Jeden z nich należał w obecnym momencie do nas. Jak na początek wiosny było dużo osób. Od właściciela dostaliśmy klucz do naszego domku.
- Wy pójdziecie tu, a my tu. Poszukamy numeru domku - powiedział Marco
- Nie musimy się rozdzielać. Nasz domek to ten - powiedziała Lena wskazując na niewielki, brązowy domek, który wyróżniał się spośród innych swoim zielonym dachem. Cóż można powiedzieć, że wyjątkowy. Weszliśmy do środka. Na pierwszy rzut oka rzucił się piękny pokój, w którym znajdował się duży telewizor. Najważniejszym miejscem w domku była sypialnia
- Ta będzie nasza - odrzekł Marco
- A nasza gdzie? - spytał oburzony Mitchell
- Pewnie za tymi drzwiami - powiedziałam z uśmiechem. Mitchell otworzył drzwi, za którymi zamiast sypialni znajdowała się łazienka. Wyszliśmy z sypialni w poszukiwaniu drugiej. Znaleźliśmy kolejne "tajemnicze" drzwi
- Sprawdzę tutaj - śmiała się Lena otwierając drzwi - Jest! - krzyknęła.
Dwie godziny później
Godzinę temu z domku wyszli chłopacy i do tej pory nie wrócili. Jak na złość nie można się z nimi skontaktować, ponieważ zostawili komórki. Postanowiłyśmy ich poszukać. Po kilku minutach szukania znalazłyśmy ich siedzących przy ognisku. Popijali piwo co chwile dokładając drewno, aby nie zgasło ognisko. Chwile im się przyglądałyśmy. Nie mogłyśmy ze śmiechu. Byli tacy zabawni. Podeszłyśmy do nich i usiadłyśmy obok.
Godzinę później
Robiło się coraz ciemniej i zimniej, dlatego wróciliśmy do domku. Kiedy tak szliśmy w pewnym momencie Lena zaczęła opowiadać historię o koleżance, dokładniej o koleżance z pracy, która jest w ciąży. Wtedy przypomniałam sobie o mojej ciąży. Że nadal nie powiedziałam Marco
Leżałam na łóżku w sypialni, kiedy weszła Lena. Popatrzyła się chwilę na mnie i potem uśmiechnęła. Podeszła i zapytała
- Co się dzieje? Mi możesz powiedzieć
- Jestem w ciąży - na twarzy przyjaciółki pojawiło się wielkie zdziwienie. Ja spuściłam tylko głowę i nie odzywałam się. Po krótkim milczeniu...
- Marco nie wie, prawda? - zapytała
- Nie, nie wie
- Dlaczego?
- Powiem mu...
- Kiedy? - przerwała - Chodź! Powiesz mu teraz
- Nie teraz, proszę - błagałam przyjaciółkę. Nie byłam na to gotowa, a co jeśli...
- Na pewno się ucieszy, chodź
Wstałam i skierowałam się do drzwi. Zatrzymałam się na chwile, zwątpiłam
- No chodź!
Więc poszłam. Chłopaki grali w fife.
- Powiem później, teraz jest zajęty - szepnęłam do ucha Lenie. Ona jednak mnie nie słuchała i odłączyła grę, na co chłopaki wybuchli złością
- Co robisz? - powiedzieli oboje
- Właśnie kończył się mecz, wygrywałem - dodał Mitchell
- Zostaw na chwile Marco i Tamare razem, chodźmy do kuchni. Zamknęła drzwi od kuchni, ale ja wiedziałam, że podgląda. Wzięłam głęboki wdech i wyznałam mu całą prawdę. Marco popłakał się serdecznie na wieść, że jestem w ciąży. Był wprawdzie wówczas lekko wstawiony, ale zapewniał, że na trzeźwo też uroniłby niejedną łzę. Rzuciłam się w Jego szerokie objęcia.
Trzy godziny później
Miałam dosyć leżenia w łóżku. Zeszłam na dół, ubrałam buty i wyszłam. Szłam w kierunku szkoły. Usłyszałam dzwonek. Skończyli wykłady. W tłumie ludzi szukałam Martina. Znalazłam, podbiegłam...
- Cześć Martin. Mogłabym notatki? - zapytałam
- Cześć. Jasne, proszę - notatki schowałam do torebki - Masz ochotę na kawę i ciasto?
- Chętnie - powiedziałam z uśmiechem
- To chodź - złapał mnie za rękę. Wyglądało to dziwnie, wiem. Po drodze zrobiło mi się słabo. Akurat teraz. Martin chciał mnie zabrać do lekarza, ale ja się nie zgadzałam. Jednak uległam.
Zamówiliśmy taksówkę, po 20 minutach byliśmy w szpitalu.
Godzinę później wszystko było wiadome, jestem w ciąży.
- Gratuluję, będzie Pan ojcem - powiedział lekarz do Martina. Oboje wybuchliśmy śmiechem
- Też się cieszę, będę ojcem - krzyczał na cały szpital chłopak
- Musi Pani jeszcze w tym tygodniu zrobić dodatkowe badania - dodał lekarz
- Zgłoszę się do Pana w piątek, dobrze?
- Czekam. Do widzenia
Wyszliśmy ze szpitala. Skierowaliśmy się do upragnionej kawiarni. Nie mogłam w to uwierzyć, że jestem w ciąży. Ja? W ciąży?
- Jak tam nasza młoda mama? - spytał Martin
- Nie przesadzaj.
- Marco będzie wspaniałym ojcem...
- Ojcem? Nie mam zamiaru mu o niczym mówić. Jestem na Niego zła i tyle, a ty też milczysz. Może się w końcu obudzi i zauważy, że przez sceny zazdrości jakie urządza, wyrządzają mi większą krzywdę.
- Będę milczeć pod warunkiem, że mu powiesz
- Martin, przyjacielu...
- Nie, nie powiesz mu.
Zatrzymaliśmy się w połowie drogi do kawiarni i zmieniliśmy kurs, poszliśmy do Marco.
Chłopaka nie było w domu. Pewnie ma trening. Dojechaliśmy taksówą na trening, właśnie skończyli. Przytuliłam przyjacielsko Martina na pożegnanie i poszłam do Marco.
- Cześć. Szukasz Marco? - spytał Kevin
- Szukam. Nie wiesz może gdzie jest?
- Jest w szatni
- To poczekam - powiedziałam. Oparłam się o ścianę. Minęło 10 minut a Marco nadal nie było, trochę się zaniepokoiłam, ale czekałam cierpliwie. Kiedy dochodziła 15 wkurzyłam się i zadzwoniłam do Kevina.
- Mówiłeś, że Marco w szatni. Ja czekam na Niego i nic
- Jak wychodziłem to był w szatni, razem z innymi. Wejdź do szatni
- Chyba tak zrobię
Jak powiedziałam tak zrobiłam. Jednak oprócz sprzątaczki nie było nikogo.
- Wszyscy wyszli? - spytałam
- Widzisz tu kogoś? Jestem tylko ja, wyjdź bo sprzątam - powiedziałam nie miło
Wyszłam z budynku i pomaszerowałam do domu. Szłam ze smutną miną przez cały Dortmund, aż doszłam do domu. Przed drzwiami stał wysoki blondyn.
- Cześć - powiedział, chciał pocałować. Ja odeszłam i zaczęłam szukać kluczy w torebce. Muszę tu zrobić porządek - pomyślałam. Kiedy je znalazłam, otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Za mną Marco.
- Coś się stało? - spytał rozkładając się na kanapie
- Wszystko w porządku - skłamałam
- Przecież widzę, usiądź
- Wszystko dobrze - powiedziałam głośniej
- Na pewno?
- Źle się czuję, lepiej idź. Spotkamy się jutro
- Jutro o 14 zabieram cię za miasto, pamiętaj. Teraz odpocznij, do jutra - pocałował subtelnie w policzek. Nie chciałam się kłócić, więc nawet nie wspominałam o tym, że byłam na treningu, o tym że wczoraj nie zadzwonił i nie poinformował, że idzie z Robertem. Chciałam się z nim później spotkać, ale nici z planów.
Chłopak wyszedł, a ja poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie obiad. Ciągle myślałam o ciąży. Za kilka miesięcy będę matką, a ojcem...
Marco.
Usiadłam na kanapie i wcinałam obiad, jakoś mi nie podchodziło. Odłożyłam talerz i włączyłam telewizor. Wszędzie trąbili o dniu kobiet. Szczególnie o imprezie zorganizowanej przed miejscowy klub. Ma ona się odbyć w sobotę, o 20 i zaproszeni są wszyscy piłkarze. Z partnerkami oczywiście.
Następnego dnia
Dzisiaj czwartek. Wstałam dość wcześnie, pomaszerowałam leniwie do łazienki. Pogoda tego dnia zapowiadała się na słoneczną. Potem zajrzałam do szafy i jak zwykle nie wiedziałam do ubrać. Kiedy już się ubrałam to zeszłam na dół na śniadanie. Po 15 minutach przyszedł Martin, wypiliśmy razem herbatę i wyszliśmy z domu.
Codzienne wykłady są nudne, godzina za godziną i ta radość kiedy się kończą. Wyszłam z budynku i poszłam prosto do domu. Od rana Marco wysyłał mi sms, przypominał...
że zabiera za miasto.
W domu siedziałam na kanapie z książką w ręku, nagle zadzwonił dzwonek. Do domu weszła uśmiechnięta od ucha do ucha Lena. Od razu zapytałam
- Co taka radosna?
- Spakowana? - zadała pytanie nie odpowiadając na moje
- Po co? - spytałam zdziwiona. Wtedy przypomniałam sobie o tym, że Marco zabiera mnie za miasto. A może raczej nas?
- Jedziemy nad jezioro! - krzyknęła
- Pewnie o to chodziło Marco - powiedziałam do siebie
- Coś mówiłaś?
- Idę się spakować, daj mi 10 minut.
Odłożyłam książkę i poszłam do sypialni. Spod łóżka wyciągnęłam torbę, spakowałam potrzebne rzeczy i gotowa zeszłam na dół. Minęło 15 minut. Do domu wparował Marco i Mitchell.
- Gotowe? - spytał Mitchell
- Tak - powiedziała podekscytowana Lena. Godzina spędzona w samochodzie i byliśmy na miejscu. Okolica wyglądała na bardzo ładną. Jezioro znajdowała się na środku, wokół niego były domki. Jeden z nich należał w obecnym momencie do nas. Jak na początek wiosny było dużo osób. Od właściciela dostaliśmy klucz do naszego domku.
- Wy pójdziecie tu, a my tu. Poszukamy numeru domku - powiedział Marco
- Nie musimy się rozdzielać. Nasz domek to ten - powiedziała Lena wskazując na niewielki, brązowy domek, który wyróżniał się spośród innych swoim zielonym dachem. Cóż można powiedzieć, że wyjątkowy. Weszliśmy do środka. Na pierwszy rzut oka rzucił się piękny pokój, w którym znajdował się duży telewizor. Najważniejszym miejscem w domku była sypialnia
- Ta będzie nasza - odrzekł Marco
- A nasza gdzie? - spytał oburzony Mitchell
- Pewnie za tymi drzwiami - powiedziałam z uśmiechem. Mitchell otworzył drzwi, za którymi zamiast sypialni znajdowała się łazienka. Wyszliśmy z sypialni w poszukiwaniu drugiej. Znaleźliśmy kolejne "tajemnicze" drzwi
- Sprawdzę tutaj - śmiała się Lena otwierając drzwi - Jest! - krzyknęła.
Dwie godziny później
Godzinę temu z domku wyszli chłopacy i do tej pory nie wrócili. Jak na złość nie można się z nimi skontaktować, ponieważ zostawili komórki. Postanowiłyśmy ich poszukać. Po kilku minutach szukania znalazłyśmy ich siedzących przy ognisku. Popijali piwo co chwile dokładając drewno, aby nie zgasło ognisko. Chwile im się przyglądałyśmy. Nie mogłyśmy ze śmiechu. Byli tacy zabawni. Podeszłyśmy do nich i usiadłyśmy obok.
Godzinę później
Robiło się coraz ciemniej i zimniej, dlatego wróciliśmy do domku. Kiedy tak szliśmy w pewnym momencie Lena zaczęła opowiadać historię o koleżance, dokładniej o koleżance z pracy, która jest w ciąży. Wtedy przypomniałam sobie o mojej ciąży. Że nadal nie powiedziałam Marco
Leżałam na łóżku w sypialni, kiedy weszła Lena. Popatrzyła się chwilę na mnie i potem uśmiechnęła. Podeszła i zapytała
- Co się dzieje? Mi możesz powiedzieć
- Jestem w ciąży - na twarzy przyjaciółki pojawiło się wielkie zdziwienie. Ja spuściłam tylko głowę i nie odzywałam się. Po krótkim milczeniu...
- Marco nie wie, prawda? - zapytała
- Nie, nie wie
- Dlaczego?
- Powiem mu...
- Kiedy? - przerwała - Chodź! Powiesz mu teraz
- Nie teraz, proszę - błagałam przyjaciółkę. Nie byłam na to gotowa, a co jeśli...
- Na pewno się ucieszy, chodź
Wstałam i skierowałam się do drzwi. Zatrzymałam się na chwile, zwątpiłam
- No chodź!
Więc poszłam. Chłopaki grali w fife.
- Powiem później, teraz jest zajęty - szepnęłam do ucha Lenie. Ona jednak mnie nie słuchała i odłączyła grę, na co chłopaki wybuchli złością
- Co robisz? - powiedzieli oboje
- Właśnie kończył się mecz, wygrywałem - dodał Mitchell
- Zostaw na chwile Marco i Tamare razem, chodźmy do kuchni. Zamknęła drzwi od kuchni, ale ja wiedziałam, że podgląda. Wzięłam głęboki wdech i wyznałam mu całą prawdę. Marco popłakał się serdecznie na wieść, że jestem w ciąży. Był wprawdzie wówczas lekko wstawiony, ale zapewniał, że na trzeźwo też uroniłby niejedną łzę. Rzuciłam się w Jego szerokie objęcia.
ŻYCZĘ WAM WSZYSTKIEGO CO NAJLEPSZE. PRZEDE WSZYSTKIM ZDROWIA.
SPEŁNIENIA MARZEŃ W NOWYM ROKU, A MOŻE I W TYM MIJAJĄCYM.
SZAMPAŃSKIEJ ZABAWY W NOC SYLWESTROWĄ I
SZAMPAŃSKIEJ ZABAWY W NOC SYLWESTROWĄ I
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU.
DZIĘKUJE ZA DOTYCHCZASOWE KOMENTARZE .
BARDZO SIĘ CIESZĘ, ŻE KOMUŚ PODOBA SIĘ MOJA HISTORIA .
SZCZEGÓŁNE PODZIĘKOWANIA DLA MOJEJ PRZYJACIÓŁKI. GDYBY NIE TY I WAKACYJNE SPOTKANIE BLOG BY ZAPEWNE NIE POWSTAŁ . KC ! < 3
POZDRAWIAM I JESZCZE RAZ WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI ŚWIĄT .
DO ZOBACZENIA W NOWYM ROKU
wtorek, 17 grudnia 2013
Rozdział XXVII
- Marco! - krzyknęłam. Zobaczyłam puste miejsce obok mnie. Blondyna nie było. Założyłam na siebie Jego koszulę i zaczęłam szukać chłopaka - Marco, gdzie jesteś? - krzyczałam, ale za każdym razem nie dostawałam odpowiedzi. W pewnym momencie usłyszałam otwierające się drzwi.
- O! Już wstałaś. Zaraz zrobię śniadanie - powiedział i skierował się do kuchni.
Poszłam za Nim. Usiadłam na krześle i głośno westchnęłam, na co odezwał się blondyn.
- Co taka zmęczona? Nie wyspałaś się.
- Szukałam Cię. Było trzeba mi napisać kartkę.
- No przecież napisałem - wskazał na kartkę leżącą przede mną.
Na śniadanie zjadłam nie całą kanapkę. Nie miałam szczególnie apetytu. Naczynia włożyłam do zmywarki, a krzesło zasunęłam.
- Gdzie się wybierasz?
- Idę do Kevina.
- Mogę z Tobą?
- Przepraszam, może innym razem. Dzisiaj to takie męskie spotkanie.
- Jak zawsze - westchnęłam
- Nie złość się - powiedział i pocałował w czoło. Wziął do ręki kurtkę i wyszedł. Słychać było jak wsiada do samochodu i odjeżdża.
Następnego dnia
Włosy związałam w kucyka, pomalowałam rzęsy i wyszłam z łazienki. Zeszłam na dół i skierowałam się do kuchni. Robiłam sobie kawę, gdy nagle poczułam na swoich biodrach czyjeś ręce. Odwróciłam się i zetknęliśmy się ustami.
- Idziemy? - spytał po pocałunku
- Tak - odparłam. Wzięłam torebkę, ubrałam buty i zamknęłam dom. Klucze schowałam do torebki i wsiadłam do samochodu. Pojechaliśmy do studia. Bardzo się denerwowałam. To pierwszy raz, gdy wystąpię przed profesjonalnym fotografem. Chce wypaść dobrze. W studiu byliśmy po jakiś 30 minutach. Udałam się do szatni, którą mi przydzielono. Poszłam do "fryzjerki" i makijażystki. Potem przebrałam się. Po tym wszystkim pomaszerowałam szybkim krokiem na "plac boju" Na początku bałam się, ale później szło mi coraz lepiej. Później następna kreacja i znowu to samo. Na sam koniec grupowa fotka i można było zmykać do domu
- Nareszcie - westchnęłam do Ani, żony Lewandowskiego
- Świetnie się prezentujesz przed obiektywem - powiedziała z uśmiechem
- Bardzo dziękuję. Masz może ochotę na kawę? - spytałam
- Dobry pomysł. Przebiorę się i czekam na Ciebie tutaj - oznajmiła
Przebrałam się, wzięłam torebkę i wyszłam z szatni. Zanim doszłam do Ani pożegnałam się z chłopakami dortmundzkiego klubu
- Pa - powiedziałam i poszłam do przodu, jednak chwile potem cofnęłam się i zapytałam - Widzieliście może Marco?
- Wyszedł. Chyba z Robertem - odpowiedział Mats
- A. Dzięki - odparłam.
Doszłyśmy do kawiarni i usiadłyśmy tuż pod oknem, skąd był świetny widok na ulicę. W pewnym momencie zauważyłam Łukasza. Odwróciłam się w drugą stronę.
- Co się dzieje?
- Poszedł?
- Ale kto?
- Uf, poszedł - odwróciłam się w stronę okna - Przepraszam Cię, ale muszę iść. Dzięki za kawę -
położyłam na stole pieniądze i wyszłam.
Dochodziła 21. Usiadłam na łóżku i wzięłam do ręki książkę. Jednak nie mogłam się skupić, odłożyłam książkę na bok i zgasiłam światła. Przytuliłam się do miśka, którego dostałam od Reusa na urodziny i próbowałam zasnąć, ale na darmo. W sypialni pojawiły się światła z zewnątrz. Trwało to chwile, bo światło po chwili zgasły. Myślałam, że przyjechał Marco. Szybko wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Z okna widziałam parkujący samochód po drugiej stronie ulicy. To tylko sąsiedzi.
- O! Już wstałaś. Zaraz zrobię śniadanie - powiedział i skierował się do kuchni.
Poszłam za Nim. Usiadłam na krześle i głośno westchnęłam, na co odezwał się blondyn.
- Co taka zmęczona? Nie wyspałaś się.
- Szukałam Cię. Było trzeba mi napisać kartkę.
- No przecież napisałem - wskazał na kartkę leżącą przede mną.
Na śniadanie zjadłam nie całą kanapkę. Nie miałam szczególnie apetytu. Naczynia włożyłam do zmywarki, a krzesło zasunęłam.
- Gdzie się wybierasz?
- Idę do Kevina.
- Mogę z Tobą?
- Przepraszam, może innym razem. Dzisiaj to takie męskie spotkanie.
- Jak zawsze - westchnęłam
- Nie złość się - powiedział i pocałował w czoło. Wziął do ręki kurtkę i wyszedł. Słychać było jak wsiada do samochodu i odjeżdża.
Następnego dnia
Włosy związałam w kucyka, pomalowałam rzęsy i wyszłam z łazienki. Zeszłam na dół i skierowałam się do kuchni. Robiłam sobie kawę, gdy nagle poczułam na swoich biodrach czyjeś ręce. Odwróciłam się i zetknęliśmy się ustami.
- Idziemy? - spytał po pocałunku
- Tak - odparłam. Wzięłam torebkę, ubrałam buty i zamknęłam dom. Klucze schowałam do torebki i wsiadłam do samochodu. Pojechaliśmy do studia. Bardzo się denerwowałam. To pierwszy raz, gdy wystąpię przed profesjonalnym fotografem. Chce wypaść dobrze. W studiu byliśmy po jakiś 30 minutach. Udałam się do szatni, którą mi przydzielono. Poszłam do "fryzjerki" i makijażystki. Potem przebrałam się. Po tym wszystkim pomaszerowałam szybkim krokiem na "plac boju" Na początku bałam się, ale później szło mi coraz lepiej. Później następna kreacja i znowu to samo. Na sam koniec grupowa fotka i można było zmykać do domu
- Nareszcie - westchnęłam do Ani, żony Lewandowskiego
- Świetnie się prezentujesz przed obiektywem - powiedziała z uśmiechem
- Bardzo dziękuję. Masz może ochotę na kawę? - spytałam
- Dobry pomysł. Przebiorę się i czekam na Ciebie tutaj - oznajmiła
Przebrałam się, wzięłam torebkę i wyszłam z szatni. Zanim doszłam do Ani pożegnałam się z chłopakami dortmundzkiego klubu
- Pa - powiedziałam i poszłam do przodu, jednak chwile potem cofnęłam się i zapytałam - Widzieliście może Marco?
- Wyszedł. Chyba z Robertem - odpowiedział Mats
- A. Dzięki - odparłam.
Doszłyśmy do kawiarni i usiadłyśmy tuż pod oknem, skąd był świetny widok na ulicę. W pewnym momencie zauważyłam Łukasza. Odwróciłam się w drugą stronę.
- Co się dzieje?
- Poszedł?
- Ale kto?
- Uf, poszedł - odwróciłam się w stronę okna - Przepraszam Cię, ale muszę iść. Dzięki za kawę -
położyłam na stole pieniądze i wyszłam.
Dochodziła 21. Usiadłam na łóżku i wzięłam do ręki książkę. Jednak nie mogłam się skupić, odłożyłam książkę na bok i zgasiłam światła. Przytuliłam się do miśka, którego dostałam od Reusa na urodziny i próbowałam zasnąć, ale na darmo. W sypialni pojawiły się światła z zewnątrz. Trwało to chwile, bo światło po chwili zgasły. Myślałam, że przyjechał Marco. Szybko wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Z okna widziałam parkujący samochód po drugiej stronie ulicy. To tylko sąsiedzi.
SAMA NUDA : /
TO PRZEDOSTATNI ROZDZIAŁ W TYM ROKU
TO PRZEDOSTATNI ROZDZIAŁ W TYM ROKU
czwartek, 12 grudnia 2013
Rozdział XXVI
Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak Marco wychodzi z sypialni. Myślałam, że idzie na śniadanie, więc szybko się ubrałam i zeszłam na dół. Jednak schodząc po schodach z kuchni wyszedł chłopak. Spojrzał na mnie wrogo i trzasnął drzwiami. Chciałam iść za Nim, ale postanowiłam zostać w domu.
Usiadłam na schodach i rozmyślałam.Dochodziła godzina jedenasta. Wstałam z schodów i poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie kawę, która jak się później okazała była zimna. Nie wypiłam i poszłam do góry. Wzięłam prysznic, gdy usłyszałam czyjeś kroki na schodach.
W drzwiach zobaczyłam Marco. W prawej ręce trzymał piękną czerwoną róże, a w lewej pudełko czekoladek.
- Głupio się zachowałem, wybacz
- Obiecaj mi, że nie będziemy się kłócić
- Obiecuję
Usiedliśmy na schodach i wcinaliśmy czekoladki. Opowiadaliśmy sobie dowcipy, różne historie z dzieciństwa. Za wszelką cenę próbowaliśmy się rozweselać. Na zegarku była godzina 13. Marco za godzinę ma trening, więc podwiózł mnie do domu, a sam pojechałam na trening. Przebrałam się i zadzwoniłam do Leny. Umówiłam się z nią na zakupy. 30 minut później w moim domu pojawiła się przyjaciółka. Wolnym krokiem doszłyśmy do metra, którym pojechałyśmy pod naszą ulubioną galerię handlową. Musiałyśmy jeszcze trochę przejść. Po drodze kupiłyśmy sobie słodkie ciastka.
Na zakupach spędziłyśmy z dobre trzy godziny. Dawno tyle nie kupiłam. Ostatnio szczególnie nie chodzę na zakupy, tym bardziej mało czasu spędzam z przyjaciółką. Na sam koniec wybrałyśmy się na obiad. Musiałyśmy coś przekąsić, ponieważ zakupy wyrzuciły z nas całą energie.
Po skończonym obiedzie Lena zamówiła taksówkę i pojechała do domu. Natomiast ja postanowiłam się przejść, tak na odświeżenie rozumu. Musiałam pobyć sama i poukładać sobie wszystkie sprawy. Nagle poczułam wibracje telefonu. Wyciągnęłam go z kieszeni od spodni i zobaczyłam, że dzwoni numer prywatny. Mimo niepewności odebrałam
- Słucham?
- Kochanie, gdzie jesteś?
- Marco?
- No ja, a co? Spodziewałaś się kogoś innego?
- Dlaczego dzwonisz z prywatnego?
- Nadusiłem coś. Możesz mi powiedzieć gdzie jesteś, bo dołączę do Ciebie. Właśnie skończyłem trening.
- Niedaleko kina. Poczekam tutaj na Ciebie.
- OK. Buziaczki
To ostatnie słowo strasznie mnie zaskoczyło. Zaczęłam się śmiać, tak do siebie. Od kiedy Marco używa takich słów? Usiadłam na ławce. Zaczęłam przyglądać się ludziom na ulicy i długo na mojej twarzy gościł uśmiech, gdy w niespodziewanym momencie zrobiło się ciemno. Na moich oczach pojawiły się czyjeś ręce, które po chwili znalazły się na moich barkach. Myślałam, że to Reus. Już chciałam dać mu buziaka, kiedy zobaczyłam Łukasza.
- No witam skarbie - i mnie pocałował
Natychmiast go odepchnęłam. Zaczęłam na Niego krzyczeć. Jak dobrze, że jest Polakiem i mogłam przeklinać. Po niemiecku nawet nie umiem. Łukasz chwycił mnie za nadgarstek i nie chciał puścić. Zaczęłam się wyrywać, ale on był silniejszy.
- Nie rozumiesz co się do Ciebie idioto mówi? - krzyczałam coraz głośniej
- Nie słyszysz co mówi - usłyszałam głos Reusa. Chłopak mnie puścił, a ja pobiegłam w ramiona Marco.
- Jeszcze raz zbliżysz się do Tamary...
- To co?
- Zamknij mordę! - krzyknął Marco. Zaczęła się awantura.
- Marco! Przestań! - krzyknęłam, ale to nic nie dało. Nagle Marco wylądował na trawie, a Łukasz odszedł. Przykucnęłam przy Marco i spojrzałam czy przypadkiem nie ma czegoś złamanego. Przecież on ma za tydzień mecz. Nie może być kontuzjowany. Dla zespołu jest bardzo ważny.
- Dlaczego ty to robisz?
- Chcę dla Ciebie jak najlepiej - odparł podnosząc się z ziemi
- Najlepiej? - Marco złapał mnie za rękę. Puściłam i poszłam do przodu.
- Tamara, no! - krzyczał za mną
- Proszę. Nie utrudniaj mi tego.
Chłopak przytulił mnie i ruszyliśmy w stronę samochodu. Wsiedliśmy i odjechaliśmy. Całą drogę myślałam o Marco. Pamiętam jak spotkaliśmy się pierwszy raz...
Myślałam tak o tym wszystkim kilka minut, bo dojechaliśmy już na miejsce. Dojechaliśmy do domu Marco. Wzięłam do ręki torby z ciuchami i zaniosłam je do góry, do sypialni. Kiedy zeszłam na dół podeszłam do okna, aby je otworzyć. W tym momencie przyszedł chłopak z kakao.
- Proszę
- Dziękuję. Pamiętasz co mi obiecałeś?
- Pamiętam
- Myślałam, że zapomniałeś - powiedziałam. Oddałam chłopakowi pusty kubek. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i pokazałam Marco jak kasuję numer Łukasza. Od razu pojawił się uśmiech. Zaniosłam kubki do kuchni, a potem usidłam na kanapie i razem z Marco oglądaliśmy film.
KEVIN !
DANKE FÜR SCHÖN TOR !
Subskrybuj:
Posty (Atom)